czwartek, 5 maja 2016

Rozdział 1

          Z rodzicami nie do końca miałam dobry kontakt, nasze relacje nie były kolorowe niczym wesołych rodzinek z reklam. Często dochodziło do kłótni, najczęściej  o szkoł, naukę i moją postawę wobec nich. Zawsze chcieli mieć idealną córkę, która będzie pochłonięta nauką, tylko nauką. Liczyli na wybitne oceny i całe życie spędzone na pilnej nauce. Skutki ich wymagań były takie, że prawie cały czas siedział w domu, odizolowana z okropnym mętlikiem w głowie. Zero imprez czy głupawych wypadów. Poza naciskiem na naukę powodem konfliktów były ich okropne charaktery. Nie raz dostałam po głowie za pyskowanie, niezgodne z ich zdaniem własną opinię czy z coś innego, błachego. We własnym domu czułam się jak w więzieniu. Nie mogłam rozwijać swoich zainteresowań... To okropne ograniczenie i dość częste bicie z ich strony sptrawiło, że ich znienawidziła. Moim celem była ucieczka od nich i w końcu stanie się wolną osobą... Pasją mojego taty była hodowla i tresowanie psow. Przyniosły mu uznanie, szacunek i wysokie dochody. W pewnym momencie zorientowałam sie, że szczeniak z jego hodowli kosztuje minimum 10 tysięcy dolarów. Cały czas dochodziło szczeniaków, kupców, treningów, wyjazdów i nagród. Cieszyłam się, bo dobrze nam się powodziło, ale to tylko jedna strona medalu, gdyż kontakt pomiędzy nami stał się jeszcze gorszy. Wyładowywali swoją flustrację po ciężkich dniach na mnie, krzyki... wyzwiska... kłótnie... I tony łez. Chowałam się pod kołdrą i płakałam to rozmyślając o ucieczce niekiedy nawet o samobójstwie. Niestety zdążyło mi się samookaleczyć, oczywiście nie na rękach, bo gdyby zobaczyli to rodzice prawdopodobnie wywaliliby mnie z domu, moje uda były pełne blizn świeżych jak i już zagojonych, co gorsza lubiłam patrzeć jak krew spływa i przestał czuć lęk i ból przy tej czynności. Opamiętałam się dzięki pewnemu chłopakowi bo grupie ludzi, którzy nie pozwolili mi oszaleć.  Jako odskocznie zaczęłam rysowałam, sama dla siebie, także grałam na gitarze i śpiewałam z moim zespołem, który rozpadł  się z pewnego powodu...  Pływałam i chodziłam na gimnastykę. Było wspaniale, czułam się normalnie, pomimo okrutnej fali krytyki wiadomo z czyjej strony. Zostało mi tylko chodzenie do szkoły i szkolenie mojego owczarka niemieckiego, Arona. Zawsze był przy mnie i do tego jak wyszkolony! To jedna z rzeczy, na którą ONI nie narzekali  Kilka razy stawaliśmy na podium podczas zawodów, jednak te psy to nie moja bajka to pasja moich rodziców... po co mnie do tego mieszają... Chciałabym mieć swoje plany i je realizować. Z dnia na dzień, na sam widok psa stawał się cholernie zdołowana. PSY PSY I PSY!!! W moim domu tylko o tym się mówiło. Jednak stał się maleńki cud... Jedna osoba z mojej rodziny, która wiedziała o wszystkim zechciała mi pomóc.... Uratowała mnie z więzienia, dając mi upragnioną wolność. Młodsza siostra mojej mamy , ciocia Agata, była moją dobrą przyjaciółką mówiłam jej o wszytkich uczuciach i problemach, a ona jak tylko mogła to mnie wspierała. Nadszedł dzień, w którym przeprowadziła z moimi starszymi rozmowę, długą,poważną i pewną napięć, jednak nie odpuszczała i walczyła jak lwica. Chciała ich uświadomić, że powinnam bawić się i się realizować. Powiedziała, że to co oni robią to ich sprawa nie moja, i do tego ja nie jestem szczęśliwa. Oczywiście podsłuchiwałam wszystko ze schodów i nie mogłam usiedzieć w miejscu ze szczęścia, gdy usłyszałam, że państwo Wayne'owie zgodzili się na przeprowadzkę do ciotki prawniczki w mieście oddalonym od naszego 50 kilometrów. Bez sentymentów, po kilku dniach rozpakowywałam pudła pełne wszystkiego w moim nowym, ślicznym pokoju. Miał biało szare ściany i biały sufit, z którego zwisal delikatny kryształowo złoty żyrandol, reszta była umeblowana w stylu skandynawskim. Nie mogłam wyobrazić sobie nic lepszego. Nadal ciężko było mi uwierzyć, w to że moje problemy tak nagle się skończyły i jestem wolna!
 - Słuchaj mała jedyna zasada tego domu brzmi: "Baw się dobrze tylko nie pogrąż chaty" - rzuciła podczas kolacji ciotka, miała wesołą i bardzo pobłażliwą minę - a i twój pies ma mi nie narobić na dywan. - dodała z byzią pełną naleśników w syropie klonowym. Który osobiście przyznaje nie jest taki wspaniały jak sobie wyobrażałam.
- W życiu bym się nie domyśliła, że będę miała taki luz. Z moimi rodzicami to niewykonalne... - westchnęłam z pełnym brzuchem i z ogrpmnym uśmiechem rozciągnęł się na krześle w jadalini. - Dziękuję - dodałam po chwili bardzo poważnie. Ciotka kończąc posiłek z zatrokąnym wyrazem twarzy podeszła i obdarzyła mnie kleistym pocałunkiem w czoło.
- Przepraszam, że musiałaś tyle czekać. - zaczęła, ale widząc, że kręci mi się łezka w oku zaśmiała się i potargała moje brunatne kręcone loki. - Leć wyprowadzić psa! Migiem! Ja pozmywam międzyczasie.
- Jasne - zaśmiałam się- zaraz to zrobię. - umyłam się pośpiesznie i sprawdziłam czy wyglądam przyzwoicie.
Energia rozpierała mnie od środka, a szczęście sprawiło, że wydałam się sobie nieco ładniejsza.
-Tylko się nie zgób! - usłyszałam na odchodne.
Wsunęłam czarne niskie conversy na stopy, włożyłam skórę i wybiegłam z psem do pobliskiego parku. Był dość uroczy, spodziewałam się meneli o tej godzinie leżących już na ławkach, ale było pusto, to może nawet lepiej. Stresik już wyżerał mnie od środka. Zciemniało się, więc nie chciałam się zbytnio oddalać, Aron posłusznie szedł obok mojej nogi. W pewnym momencie moim oczom ukazał się plac zabaw. Nikogo nie było... A ja nie mogłam się oprzeć żeby nie poćwiczyć z psem sztuczek na huśtawkach i drbinkach. Rozejrzałam się wokoło by upewnić się, że jestem sama. W jednej chwili zaczęłam wydawać komendy, a pies posłusznie je wykonywał. Bawiliśmy się wspaniale podczas spektakularnych fikołków czy wyskoków. Dopiero co zdyszana zakończyłam "pokaz", a za swoimi plecami usłyszałam sarkastyczną i rozbawioną męską uwagę...
- A myślałem , że to plac dla dzieci , a nie cyrk.
 Prawdę mówiąc bardzo się przestraszyłam, cóż jestem nieco strachliwa na takie niespodziewane akcje. Gdyby nie było tam ze mną Arona, który zaczą szczekać jak na bandytę zapewne krzyknęłabym i się wywaliła. Taki pies obronny jest lepszy niż prywatny ochroniaż. Wzięłam oddech i odwróciłam się, za mną stał wysoki chłopak w moim wieku, miał zapewne siedemnastkę na karku. Moją uwagę zwrócił jego styl; czarne trampki i czarne jeansy, skórzana również czarna kórtka oraz bordowa podkoszulka z logo rockowego zespoły, którego lubiłam słuchać w gimnzjum. Miał też włosy przemalowane na ciemną, soczystą czerwień, ogólnie co trzeba przyznać był bardzo ale to bardzo przystojny, miał w sobie dziki, a za razem bezczelny urok. Taki typ ludzi zawsze zwracał moją uwagę i przyciągał.  Rozmyślałabym dłużej, gdyby nie doszło do mnie, że to typ rebela, który zabawia się kosztem dziewczyn takich jak ja i ewidentnie robi sobie jaja. Nie miałam zamiaru sobie pozwolić, jestem osobą odważną, która musi postawić na swoim. Myślałam tak bezsensownie,  gdy zorientowałam się, że tylko gapię się na niego i nic nie mówię, postanowiłam szybko go spławić.
-Wow nie spodziewałam się takiej publiki - mruknęłam z najmocniejszym sarkazmek na jaki tylko było mnie stać - pokaz skończony... waruj! - upomniałam jeszcze Aron, który oszczekiwał czerwonowłosego gościa i jego rodwajlera. Pies tylko się położył i zabójczym wzrokiem obserwował parkę. 
- Pierwszy raz cię tu widzę, dopiero po siedwmnastu latach rodzice wypóścili cię z domu czy jesteś nowa? - mrukną, posyłając mi łobuzerski uśmiech. Nie dawał za wygraną.
- Powiedzmy, że uciekłam z domu - parsknęłam poprawiając przy tym brunatne loki. Nadal czułam niepokój i osaczenie, miałam ochotę pokazać mu środkowy palec i pójść sobie - hmmm... zwiałam od rodziców fanatyków psów. Dzisiaj wprowadziłam się do ciotki.
- Gdzie? - chłodno spytał, a po moich plecach przeszły ciarki, a w głowie włączyła się łampka niepokoju.
- Taaa... bo ci powiem... - bąknęłam.
- Szkoda, sam się tego dowiem szybciej niż myślisz - zaśmiał się, czując się bardzo pewnie w takiej sytuacji. - Tak wogóle to jestem Kastiel, mała.
Poczułam dziwne ciepło, policzki lekko mnie zapiekły, stawiają mnie w niewygodnej sytuacji.
-Jestem Sally - bąknęłam i odwróciłam pewnie głowę. 
- No nie czerwnień się tak - zaśmiał się Kastiel i trochę podszedł do mnie - nigdy nie gadałąś z chłopakiem?
Po co on podchodzi... Poczułam oburzenie... niech się odwali! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego! Mimo, że nie czułam do niego niechęci to chciałam szybko urwać tą bezsensowną rozmowę.
- Nenenene nigdy nie gadałaś z chłopakiem - mruknęłam wkurzona przedrzeźniają go - oczywiście, że gadałam.
- Nie ma się czego wstydzić... mała - prychną, poprawiając kurtkę.
-Czy widzisz tu kogoś małego?! - warknęłam wystawiają pięść, a on zaczą się śmiać. W sumie to byłam niska miałam maks 162 i nie rosłąm... Ale nie o to chodzi! Postanowiłam szybko zakończyć ten durny dialog, ale z drugiej strony to uwielbiam takie przepychanki. Jestem niezdecydowana i trochę poplątana.
- Haha do jakiej szkoły będziesz chodziła brzdącu? - zaśmiał się po czym poczochrał mnie po głowie. Aron natychmiast się zerwał i był gotowy ugryźć Kastiela. Chłopak zrobił wielkie oczy i raptownie się cofnął.
- Dobry pies! - zaśmiałam się i rzuciłąm mu smakołyk w nagrodę.
- Za co ty go chwalisz?! - oburzył się Kas.
- Broni mnie przed obcymi - i obdarzyłam go pełnym pogardy i pychy spojrzeniem.
- Jaki obcy?! - dalej był zły - nie zdziwiłbym się jeśli będziemy chodzić razem do szkoły. - sprawnie wymianą temat.
-Proszę nie, PROSZĘ NIE! - pomyślałam - eeee... Słodki Amoris? - popatrzyłam pytająco na Kastiela.
- Ale ty masz szczęście Sel - zaśmiał się i popatrzył łobuzersko - już wiesz z kim będę jutro siedział w łąwce.
- Nieeee... - popatrzyłam zrezygnowano, ale on zrozumiał to jako sarkazm.
- No no opanuj emocje, jutro będę na wyłączność tylko dla ciebie - co za nachalny typ... znowy to samo rumieniłąm się ale nie wiadomo czemu, moje serce stawało się trochę nie spokojne. Tego wieczoru zgodziłam się na mały spacerpo parku. Demon i Aron chyba się polubili, bo jak szczeniaki wściekali się po całym parku. Uśmiech nie schodził mi z twrzy. Słońce powoli zachodziło. Poczułam miłe i przyjemne ciepło, gdy tak śmialiśmy się wspólnie z naszych pociech i rozmawialiśmy o koncercie zespołu z logiem na koszulce Kasa. Okazało się, że on też tam był. Śmialiśmy się i pokazywaliśmy sobie zdięcia. Było naprawdę... fajnie. Kiedy Kastiel mówił, że gra na gitarze postanowiłam ukradkiem spojrzeć na niego. Zrobiło mi się ciepło i spłynęłam rumieńcami, bo chłopak o szarych,pięknych oczach odgarniał włosy do tyłu, taki gest sprawia że mięknę i ten uśmieszek.  I wtedy też musiał na mnie zerknąć! Spłoszyłam się i na moje nieszczęście i moment nieuwagi zaryłam butem o kamień, co często mi się zdaża niestety i straciłam równowagę, zapewne bym się nie przewróciłą... ale on zapał mnie delikatnie w talii... zebrałam się do pionu... dalej mnie trzymał... czułam jego ciepły oddech...

-----------------------------------------------------------------

Ok... Jestem zadowolona z poprawki... Troszkę lepiej przedstawiłam to wszystko. Teraz skupię się na relacjach pomiędzy bohaterami, oczywiście wszystkimi, żeby to nie było takie płytkie. I niech się tam poznają powoli. Trochę jest tych rozdziałów. Już gotowych więc myślę, że co drugi dzień coś wstawię.
Przepraszam za błędy
Pozdrawiam Ola ❤

Niespodzianka!

Oooo co tu tak pusto??? Co tu tak inaczej??? Co tu się do cholery dzieje??? Hahahaha to nie żart ani włam :) taka sytuacja, że nie podobały mi się moje rozdziały wszytko było takie na odwal i niedociągnięt. Za mało emocji i odczuć innych bohaterów zabrakło tych wszystkich relacji. Moim zdanie za szybko wszyscy się pozakochiwali za krótko się znali i wgl popaprany herem :p Dlatego pozapisywałam wszytko, ulepsze żeby miało to głębię i zacznę od nowa :)

Więc liczę na wsparcie i witam ponownie!
Nowa odsłona i wgl nowe przygody i relacje.

I dajcie znać jak wygląd bloga i kogo zaskoczyłam. Niedługo pojawią się też piosenki :)